Słyszeliśmy hałas, jak by coś się pełzało wielkiego po podłodze. Nagle zobaczyłam moich przyjaciół, węże.
-O BOŻE CO TO?! ZA Z STĄD CHCE IŚĆ! -Krzyczeli na wzajem chłopcy.
-Spokojnie, to moi przyjaciele. Oni są nie groźni. Nie ugryzą was, jak nie będziecie tak krzyczeć.
Sycznął do mnie największy z nich.
-A co to za banda pomyleńców? A tak pro pro, witaj Emily, dawno się nie widzieliśmy..
-To są moi przyjaciele..Hucnwoci. Są nie groźni, mogą tu zostać.
-Skoro tak mówisz, wierzymy ci. Jednak gdyby ciebie zaatakowali, wiesz gdzie nas szukać.
-Jasne.
Chłopacy mieli przedziwne miny, lecz po chwili zrozumieli. Mam to genetycznie...
Po chwili tej, pokazałam mojego fenika im a oni swoje zwierzątka. Potter pokazał swojego małego smoczka, Peter swojego szczura, Lupin zaś pokazał sowę a Black natomiast czarnego kota.
Zabawa z zwierzakami była przednia. Wreszcie się poczułam.. Ważna, doceniona, wspierana... Oczywiście u boku Lily także się tak czuję. Jestem szczęśliwa że spotkałam takich oddanych przyjaciół. Jednak nadal widział niepewność w oczach Syriusza. Eh.. Minie trochę czasu za nim się polubimy.
Po długim zebraniu, czas był wracać do dormitorium.Ubrałam swoją nocną pidżamę i zasnęłam w głęboki sen.
***
Widzę słońce, które grzeje nasz istny świat. Zastanawiałam się, czy wygaśnie i czy ja także..
Drzewa zakazanego lasu kołysały się w lewo i w prawo. Rzeczka płynęła, a na niej bawiły się nimfy wodne. Cudownie było.. Do teraz. Nagle pojawiła się ciemna chmura, niebo już nie było niebieskie, lecz szare. Było to trochę tak, jakby całe szczęście zniknęło ze świata. Ujrzałam swoich przyjaciół powieszonych na drzewach, jak wisielce. Mój ojciec śmiał się złomieszczym śmiechem, wbił się ponad niebo i mnie obserwował. W rzeczce już nie było wody, lecz krew...Moja. Słońce się wypaliło jak żarówka. Ja zaś znalazłam się razem z przyjaciółmi na drzewach i... Stało się coś strasznego...
-Emily!-Obudziła mnie Lily.
Byłam cała w pocie. Matko Boska.. To było straszne. Przez pół minuty miałam oczy szeroko otwarte a usta także. Lily pstrykała w moje oczy rękami lecz nic nie pomogło.. Nie mogłam uwierzyć co się stało..Lecz to był tylko sen.. Czułam się jak by był prawdziwy.
-Lily, przepraszam. Miałam koszmar... Muszę się umyć.
Wyszłam z pokoju i zwróciłam swój wzrok ku łazienki. Na szczęście pusta, Uff...
Rozebrałam się i zamknęłam na klucz drzwi od łazienki. Umyłam delikatnie swoje nogi pod prysznicem i użyłam żyletki by je ogolić. Eh.. Ja niezdara, żyletką sobie sprawiłam krew na nogach na przywitanie.
Zmyłam krew z nóg i umyłam włosy. Od przyjazdu tutaj, schudłam 3 kg. Muszę coś zjeść!
Ubrałam szatę hogwartu i buty. Upiełam moje włosy w roztrzepanego koka. Jak zwykle, pomalowałam usta czerwoną szminką i podkreśliłam małą kreską oczy. Eh.. Codzienny dzień. Spojrzałam na plan lekcji. Mamy dzisiaj lekcje latania w zanadrzu i zielarstwo oraz obronę przed czarną magią. Okej, przeżyję!
Powiałam do Wielkiej sali na śniadanie. Dziś podawano bigos i pierniki. W gratisie dali mały prezencik na święta. Każdy był inny. Ja dostałam dziwną kostkę. Pisało na niej ,,Otwórz mnie, kiedy czas nadejdzie''. Zdziwiłam się. Lily po 30 minutach także dołączyła do posiłku. Ona dostała dziennik na karty kolekcjonerskie do magicznych kart. Oczywiście, Potter zazdrościł i się wymienił z Lily na kapcie w czerwono-białe kropki, dzięki którym można była lewitować z kilka cm nad podłogą. Eh.. Wszyscy dostali wspaniałe prezenty. Tylko ja jednak jakiś klocek. No ale cóż, czegoś by mogło się spodziewać. Po co mi jakieś fajne rzeczy skoro w domu mogę torturować misie jak mi się zechce, skoro dostaje klocek! Mam gdzieś tych psorów. Mam w nosie czy nie zdam czy nie. Choć się dobrze uczę... Po prostu wnerwia mnie to że są dla mnie inni niż dla innych.. Eh, szkoda gadać.
Na lekcji latania poradziłam sobie znakomicie. Nawet mi zaproponowali miejsce w drużynie, jednak mnie to nie ciągnęło jako pasja. Lily się kilka razy wywaliła z miotły, że skręciła rękę. Trawiła do skrzydła szpitalnego i musiała siedzieć w gibsie. Odwiedzałam ją, podawałam jej lekcje oraz materiały..
Nawet Potter przesłał jej czekoladki, skusiła się na jedną.Po dwóch dniach wróciła do normalnego stanu. Nadszedł czas pakowania się na święta. Spakowałam swą walizkę i czekałam na Blacka i Pottera przed dormitorium. Spóźnili się o 10 minut. Na szczęście, pociąg jeszcze nie odjechał i wsiadliśmy ku podróży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz