niedziela, 8 maja 2016

Rozdział 13

W czasie podróży rozmawialiśmy o swoich ulubionych drużynach w Quddithu. Potter mlaskał, gdy jadł bułkę.
-Możesz nie mlaskać?-Spytałam.
-Nie,nie mogę. To jest zbyt niekuszące.-Odpowiedział.
-Pff, bardzo zabawne. Ej, głodna jestem. Kupimy coś z wózka bufetu ?
-Okej.
Właśnie w tej chwili podeszła do nas starsza kobieta i spytała co chcemy kupić.
Wszystkie smakołyki były kuszące, lecz nie przepadałam za słodyczami. Ale.. Musiałam coś kupić, bo jestem za chuda. Mam 49kg, a jeszcze będą myśleć że wpadłam w anoreksję jak nie będę jeść.
-Ee.. Poproszę pałkę lukrecjową i Drablesy.-Powiedziałam.
-Bardzo proszę, to będzie 5 galeonów.
Podałam staruszce pieniądze, a Black i Potter wykupili chyba cały wózek.
-Boże.. Wy to zjecie?
-Yhym!-Powiedział James z pełną buzią.
Wzdychnęłam i przeżuwałam moją pałkę lukrecjową. Byłam biała jak kreda, bo myślałam o tym, czy mój ojciec będzie zły że przyprowadziłam kolegów do jego domu..Coraz bardziej się zastanawiam, czy to był dobry pomysł.
-Ej, co taka blada jesteś? Coś się stało?-Spytał mnie Syriusz.
-Ech, nic. Po prostu się stresuję. Boję się że mój ojciec będzie zły. Od razu mówię, żebyśmy jak najszybciej uciekli od stołu,gdyż  mój tata będzie rozmawiał o niesmacznych rzeczach przy jedzeniu..
-Czyli o jakich?
-A o takich James, że ci się w głowie nie mieści. Będzie mówił o krwi i takie rzeczy.. Więc radzę wam zjeść u mnie w pokoju..
-Racja. Ach! Wysłałem przed wczoraj list do moich rodziców i jeszcze nie odpisali. Złożyłem im życzenia i wysłałem paczuszkę z moimi ocenami i prezentami.
-Hym, coś się zaskoczą z tymi *twoimi ocenami*-Uśmiał się Black.
-Wcale nie! Ja jestem naprawdę znakomitym uczniem, jak to zacytował nasz profesor Dumbledore.
-Pff. Mi najsłabiej poszło chyba z eliksirów. Sądziłam że to łatwy przedmiot, lecz pozory mylą.
Nagle jakiś ślizgon dokuczał młodszemu koledze. Był to gryfon, o rudych włosach, niebieskich oczach, piegach i okularach. Natychmiast poszłam tam do nich i spytałam o co chodzi.
-Ten rudzielec miał mi odrobić zadania z eliksirów, a co mam? Same pały i nic mi nie odrobił. Przysięgam ci Weasley że rodzona matka cie nie pozna jak do niej teraz przyjedziesz! Hm.. A może nie przyjedziesz? Może ja ciebie wywalę z wagonów? Wtedy byś się nauczył posłuszeństwa!-Krzyczał ślizgon, trzymając gryfona za kaptur.
-Sam powinieneś też odrobić lekcję czasem! I nie masz prawa ode mnie tego wymagać.
-Puść go!-Krzyknęłam.
-To jest twój szczęśliwy dzień, Weasley. Masz szczęście że twoja koleżaneczka Riddle, cię uratowała. Nie że jej się boję, ale nie ma sensu z nią kłótni bo i tak z nią nie wygrasz.-Ślizgon puścił do mnie oko i poszedł na swoje miejsce.
-Matko, co za frajer..Cześć..Artur tak?-Spytałam gryfona.
-Tak..Ale nie zrób mi krzywdy!
-Eh, dzięki za takie podziękowanie.
-Nie..Nie miałem tego na myśli, przepraszam! I dziękuję za uratowanie mnie.-Złapał mnie za rękaw lekko i powiedział.
-Hym, rozumiem. Czy tylko dlatego ciebie zaatakował?
-No..Tak. Każe mi robić za niego zadania domowe a jak tego nie zrobię, to mnie goni po całej szkole i chce mnie zabić.
-Przy mnie ciebie on nie zabije.Chcesz usiąść z nami?-Wskazałam na huncwotów.
-Nie,dzięki. Ja już siedzę obok mojej koleżanki i kolegów, ale dzięki za propozycje.
-Okej,nie sprawy.
Poszłam do mojego wagonu i dalej rozmawiałam o czymś bezsensownym z chłopakami.
Nareszcie usłyszeliśmy dźwięk świstu pociągu i kierowcę który krzyknął ,,Proszę wysiadać''!
Zabrałam swoje rzeczy, a chłopacy zostawili okruchy na kanapie. Zobaczyłam mój dom na wzgórzu i od razu podskoczyło mi serce. Przed moimi oczami stał mój ojciec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz