niedziela, 6 marca 2016

Rozdzial 10

Zbliżały się święta. A ja wciąż nie miałam prezentu dla Lily! Ale nie to mnie martwi.. Muszę pojechać do mojego ojca na święta.. Może kogoś z przyjaciół zabiorę by było mi raźniej..
-Lily, jedziesz do rodziny na święta?-Spytałam
-Tak, mamy chuczną wigilię w domu. Ale nie chcę się widzieć z moją siostrą..
-Może się pogodzicie.. Ja też jadę do rodziny i chcę kogoś zabrać, bo w domu będę się czuła obca..
-To może zabierz kogoś, kogo znasz..
-W sumie.. Nie znam za wiele osób.. - Skłamałam.
-Hm.. Nie wiem sama.. Znajdziesz na pewno kogoś. Ale od jakiegoś czasu martwi mnie jedna rzecz..
O nie... Co jeśli ona wie że jestem Huncwotką?!
-Co ciebie martwi? - Spytałam, aż serce mi staneło..
-Severus interesuje się czarną magią.. To źle?
Uff..
-Em.. Wiesz.. W tym wieku się interesuje może trochę.. Ale to mu przejdzie, zobaczysz.
-Obyś miała rację..
                                                                               *
Na śniadaniu, wzrok pokierowałam do huncwotów.
-Hej... Co robicie..?
Na stole mieli porozkładane karty czarodziejów.. Mieli ich chyba z tysiąc!
-Nasze karty czarodziejów, mamy już wszystkie.. Oprócz jednego!
-To gratulacje.. A jakiego?
-Kirke, starożytna czarownica, która główni zaslynęła tym, ze zamieniała żeglarzy w świnie.
-Heh, serio nie macie tej karty? Mi się ona ciągle trafia!
Wzrok wykuty na karty, został zmieniony na mnie.
-Ile masz tych kart?!
-Z 20 chyba mam Kirke..
-Serio? Przy sobie?
-Nie, mam w domu, ale czekaj.. Ktoś z was jedzie do rodziny na święta?
-Wszyscy oprócz mnie. -Odezwał się Potter.
Eh.. czemu akurat on?!
-Bo wiesz.. Ja jadę na święta do ojca.. I  chciałam kogoś zabrać, bo zawsze czuję się obca w swoim domu.. Zastanawiałam się.. Czy..
-No pewnie że pojadę z tobą do ciebie! Od razu mi dasz tą kartę.
-Dzięki wielkie. Nawet nie wiesz jak mi ulżyło.
-Spoko. Ale ten Lucjusz Malfoy też tam będzie?
-Niestety...Jego ojciec i mój ojciec.. Oni bardzo się lubią i są w genach powiązani.
-Współczuje pod jednym dachem mieszkać z tym kretynem.
-Dzięki..
-Ej..Gdzie mój budyń?! -Pisknął Peter.
-Ja go nie mam.
-Ja też.
-I ja!
-Ja go mam. -Odezwał się Syriusz
-Cooo....
-Był pyszny.
-Jak.. Mogleś... Mój budyń zjeść! Będziesz wyklęty na wieczność!
Peter rzucił się na Syriusza, a ten go złapał za spodnie.
-Zapłacisz mi za to! Ten budyń był dla mnie ważny!
-Człowieku, ogarnij się.. To tylko budyń.. -Powiedział Syriusz.
-TYLKO BUDYŃ...TYLKO BUDYŃ?!
-Powinieneś ochłonąć Peter. -Powiedział Lupin.
-Grr..Zapłacisz mi za to Syriusz...
-Emily, w sumie to ja też nie jadę na święta nigdzie..
-Syriusz, mówiłeś mi coś w ogóle innego.
-Rogacz, zmieniłem zdanie. Mogę z wami jechać?
-Pewnie, im więcej tym lepiej.
-A twój ojciec?
-Mam go gdzieś, on przyprowadza swoich kolegów, a ja swoich.
-Hehe, ale się trochę boję..
-Jak ci coś zrobi, to ja mu Avadą strzelę w łep.
-Heh.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz