-Ej, ktoś tu jest!
-Może to szczury..?
-Nie.. to coś innego..
O nie... Nie chcę aby mnie odkryli. Może i jestem nie widzialna, ale jak mnie dotkną.. To czar pryśnie!
-James, na pewno ci się przewidziało!
-Nie jest głupi Luniek! Na serio coś słyszałem i chcę wiedzieć co to jest!
-Nie mamy wyjścia.. przeszukujemy TEREN!
Chłopcy szukali chyba z pół godziny.. Ale.. O nie.. Podchodzi do mnie ten Syriusz Black!
Nagle mnie dotknął i krzyknął :
-Ej, chłopcy! Kogoś tu znalazłem..
-Haha! To nasza przyjaciółka Emily!
Serce mi zamarło...Węże były za moimi plecami, ale największy ze stada wyszedł z kryjówki i podszedł do James'a. Na to on krzyknął głosem kobiety i uciekł razem z pozostałymi huncwotami.
-Dziękuje ci! -Powiedziałam do węża.
-Nie ma za co. Jesteś naszą panią!
-Panią?
-No tak, uratowałaś nas, na to my będziemy ciebie ratować.
-Dziękuje wam! Codziennie będę tu przychodzić z jedzeniem, lubicie feniksy?
-Mądre to stworzenia.
-Bo mam sama feniksa Agara i będę tu z nim przychodziła by nie był samotny w dormitorium. Czy się zgadzacie?
-Nie ma problemu. A teraz uciekaj, bo jeszcze jakiś duch Hogwartu cię złapie.
-Dziękuje i do zobaczenia jutro wieczorem!
Pobiegłam w tylną drogę wzdłuż korytarza i znalazłam wyjście. Nie musiałam użyć zaklęcia bo się same przede mną otworzyły. Po cichu wlazłam na schody a te zaprowadziły mnie prosto na wieże Gryffindoru.
Chciałam już wejść do środka, lecz zapomniałam hasła...
-Oh, co się tu pałętasz o tej porze dziewczyno! - Zapytała Gruba Dama
-Przepraszam, musiałam iść do łazienki i zapomniałam hasła.. Jestem tu nowa od kilku dni i.. Nie mogę się tu dopasować..
-Ale wiesz że są łazienki w dormitorium..?
-Naprawdę! Nie wiedziałam.. Jeszcze połowy zamku nie zobaczyłam....Błagam.. Proszę mnie wpuścić! Mam na szacie herb Gyffindoru! Na prawdę!
-Przepraszam, ale są takie zasady. Bez hasła nie wpuszczamy!
-To co mam zrobić?
-Powiedzieć hasło albo zaczekać na któregoś z gryfonów ale raczej ty jedna się szlajasz nocą po szkole.
Nagle przybiegli Huncwoci. Zrobili wielkie oczy na mnie i powiedzieli hasło:
-Draco Luctus.
-Proszę wejść! I kolejni gryfoni się szlajają.. Cieszcie się że jestem tylko obrazem!
-Draco Luctus- Powtórzyłam po chłopcach.
-Miałaś wielkie szczęście, droga damo! Jak ty się nazywasz?
Nie chciałam mówić nazwiska...
-Emily.
-Proszę wejść...
Weszłam do dormitorium. Super.. I jak ja tu mam w nocy iść do tej tajemniczej komnaty.. Może pójdę w porze obiadowej?
Po cichu wkroczyłam do swojego pokoju. Lily już spała, Agar także.
Wśliznęłam się do swojego łóżka i zgłębiłam się w głęboki sen..
Śnił mi się tata. Ale w dziwnej postaci.. Miał na sobie koszulę w czerwoną kratę oraz rozczochrane włosy.
Bawił się ze mną latawcem i czarował kwiaty na łące. Mama trzymała tatę za rękę i szeptała coś mu do ucha a ja skakałam wśród tańczących kwiatów. Nagle.. zmienił się obraz. Było pochmurno, ciemno.. Jak by całe szczęście uciekło ze świata. Już nie byłam na łące, ale na cmentarzu. Stałam nad grobem a mój tata płakał i wstawił tam kwiaty. Na tabliczce widniał Napis : Kareen Riddle. ur.1921 14 maj zm. † 1947 3 Marca
Serce mi podskoczyło do gardła. To był grób mojej mamy.. Tata się poważnie załamał po jej śmierci.
Kiedyś to bawił się ze mną całymi dniami.. Teraz to mnie unika bo przypominam bardzo mamę..
Naglę się obudziłam. Była 4 rano. O 6 mamy śniadanie. Byłam cała mokra więc udałam się do łazienki.
Umyłam i rozczesałam moje długie brązowe loki i podkreśliłam czarną kreską oczy. Ciągle myślałam o tym śnie.. Ale musiałam zapomnieć. Przeszłam do swojego pokoju po ubranie i obudziłam Lily.
-O.. dzień dobry..
-Cześć Lily, jak się spało?
-Wyśmienicie. Który dziś jest..?
-10 Września. A co?
-Oo! Bo dzisiaj jest dyskoteka szkolna w wielkiej sali wieczorem!
Yay, to świetny czas bym mogła iść do komnaty porozmawiać z wężami!
-O.. Super. A z jakiej okazji?
-Przyjadą uczniowie z Polski na wymianę. Wszyscy są podekscytowani!
-Fajnie. O której to?
-Od 19 do białego rana! Nawet przyjedzie zespół muzyczny! Oh, nie mogę się doczekać!
-Spokojnie! A.. masz sukienkę?
Nagle Lily się rozszerzyły oczy.
-O nie! Nie mam sukienki! -Lily zaczęła Szlochać.
-Lily, jak chcesz mogę to mogę ci dać bo mam dwie.
-Naprawdę?! Dziękuje Emily!
-Mam czarną do stóp sukienkę oraz różową z falbankami.
Niech ona weźmie tą fioletową.. Nienawidzę takich kolorów. Wolę te czarną. Jest ciemna i nie będę w centrum uwagii..
-Pokażesz mi je?
-Okej.
-Ta..
-Lub ta..Polecam ci tą bardziej różową!
-Hm.. wybiorę tą czarną! Tobie ładnie w kremowym różu!
Nie... Nienawidzę tego koloru!
-Ehehe.. Na pewno nie chcesz tej kremowej?
-Na sto % !
-Okej.!
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Next rozdział w tym tygodniu!
Linki sukienek: https://www.google.pl/search?q=r%C3%B3%C5%BCowa+sukienka+w+falbanki&biw=1440&bih=732&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=0ahUKEwi1iP_2r4PKAhVEfHIKHYuHBgkQ_AUIBigB#imgrc=ww1D7DE8ue8JMM%3A
https://www.google.pl/search?q=Czarna+sukienka+Stop+Staring&biw=1440&bih=732&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=0ahUKEwj4uP2nsIPKAhWBqXIKHfEPAbMQ_AUIBigB#imgrc=ATUTEWPQ2R-p6M%3A
środa, 30 grudnia 2015
niedziela, 27 grudnia 2015
Rozdział 4
-Dobra, a teraz gadaj. Jak wlazłaś do mojego umysłu? Bo wiem że to ty! - warknął James.
-Taki dar, poza tym... Gdy by nie ja.. Odebrali by nam punkty.
-Taa.. dzięki. Mam jeszcze jedno pytanie..
-Słucham.
-Czy Lily serio ma chłopaka?
-A bo ja wiem? Znam ją tylko parę dni. Ale może.. Wiesz, na jej miejscu nie wybrałabym ciebie.
-Haha, serio? Jakie mam wady, panno riddle?
-Jesteś arogancki, bezszczelny i wyżywasz się na mniej silniejszych od siebie.
-O.. przynajmniej mam zaletę. Jestem silny.
-Yhy, pamiętaj że na następnych zajęciach siedzę z Lily.
-Jasne, bo Luniek już się o mnie martwi że z tobą siedzi. Jeszcze się boje że mnie zabijesz.
Oburzyłam się. Jak on śmie? Że ja niby chcę go zabić?
-To twoja kolejna wada, oceniasz ludzi po rodzinie.. Tak właściwie.. kto to Luniek?-Spytałam z żartownym wzrokiem.
-Lunatyk, jest moim kumplem z Huncwotów. Zresztą.. Nie wtrącaj się. Sprawy państwowe.
-Państwowe powiadasz?
-Tak powiadam.
-No to super, może coś lepszego powiesz bo mnie przynudzasz.
Nagle profesor przewrócił do nas wzrok i zapytał..
-Riddle, Potter! Jakie było moje ostatnie zdanie?
-Eee... Na temat lekcji.-odpowiedział James.
Klasa się uśmiała cichymi szeptami.
-Oh, jaka wielka orientacja! Może pan Potter chciałby nam trochę opowiedzieć o tym ,,temacie lekcji''?
-No.. temat lekcji... Opiera się... na.. Lekcji.
(srr nie mogłam się powstrzymać xD Taką reakcję miał nasz kochany profesor.)
-Naprawdę panie James? Olśnił mnie pan poprostu! Może.. Kartkówka na prezent?
-Jestem nauczony na błysk.
-W takim razie świetnie. Wyjmujemy pergaminy.
Cała klasa się oburzyła i krzyczała po cichu. Ale Potter jest głupi. Nigdy z nim już w ławce nie usiąde!
Dzisiaj po szkole się rozejrzę i zobaczę.. Gdzie są ukryte te komnaty oraz inne zagadki tej szkoły.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W nocy, wymknęłam się z dormitorium po cichu, aby nikt nie zauważył. Musiałam uważać na duchy, w tym bezgłowego Nicka oraz Jęczącą Martę, która podobno zmarła 31 lat temu. Nie znam przyczyn jej śmierci, ale tata mi opowiadał o niej że to była jego przyjaciółka. Koło Pomnika Borysa Szalonego, pojawiło się tajemnicze przejście. Było całe zakurzone oraz plątały się tam pajęczyny. Jak to ja ciekawska, poszłam tam. A tuż za mną zamknęły się wrota. Trochę się przestraszyłam, ale mam różdżkę, mogę wypowiedzieć przecież zaklęcie ,,Bombarda''. Idę wzdłuż korytarza, który się ciągnie dość długo. Nagle ujrzałam węża, potem 2 węże a potem.. Całe stado! Chciałam już uciekać, ale to by było bez sensu. Te węża mają z 1 metr wzrostu i.. Chwila, chwila... Przecież jestem wężousta! Umiem z nimi rozmawiać i raczej nic mi nie zrobią.
-Co tu robisz, nędzna czarownico o tej porze i w tym strasznym miejscu? - Spytał dowódca węży.
-Przepraszam, nie chciałam państwu zakłócać ciszy! Zaciekawiło mnie te miejsce po prostu..
-Ty.. nas rozumiesz?
-Oczywiście, mam to po moim ojcu.
Nagle rozległy się węże szumy, najwyraźniej chyba wiedzą kim jest mój ojczulek.
-Ach, czy jesteś spokrewniona z Tomem Riddle'm ?
-Tak, to mój tata.
-Och! Przepraszamy... Może panienka tu przebywać kiedy chce. Twój ojciec był wspaniały! Zawsze nas karmił, zajmował się również... Lepszego człowieka nigdy nie poznałem! Inni czarodzieje rzucali w nas kamykami, wyśmiewali się z nas... Nawet kilka węży ze stada ucierpiało.. Lecz Tom.. Zawsze nas chronił!
Nagle mnie zatkało.. Mój ojciec.. ,,Wspaniały''? Coś mało wiem o nim...
-Och, nie byłabym taka pewna że jest wspaniały.. Zabił mnóstwo niewinnych ludzi! A innym czarodziejom groził, jak nie dołączą do niego.. To ich zabije! Teraz nie nazywa się Tom, nazywa się Voldemort!
Węże najwyraźniej się zdziwiły, głośno szeptały oraz nie wierzyli w moje słowa.
-Cisza! Przecież wszyscy wiedzieli że przeszedł na złą stronę, ale nie sądziłem że aż tak się zmienił!
-Zaraz.. To wy wiecie dlaczego mój ojciec taki jest?
-Och... tak. Nie zrobił tego z przyjemności. Zrobił to dla zemsty. A wszystko to przez śmierć jego żony, Kareen.
-Jak to? Moja mama zmarła na gróżdzicę! Może i było to mega smutne ale... Żeby się mścić na cały świat..
-Hah, ona nie zmarła z powodu choroby!
-Jak to?!
-Ona zmarła dlatego bo..
Naglę było słyszeć wielki huk. Ktoś wszedł do tej komnaty! Użyłam zaklęcie, które sprawiało że byłam nie widzialna.. Ale nie mogłam tak zostawić tych węży! Przecież ktoś może je zabić.. Na nich także użyłam zaklęcie. Hah, wszystko jasne.. To Huncwoci! Ale.. zaraz, zaraz.. Oni tańczą?!
-Łapa! Dawaj bit!
Naglę jakiś czarnowłosy chłopak udawał jakiegoś rapera, a James tańczył dziwny taniec. Najwyższy z nich, chyba Lupin.. Patrzył na nich jak na idiotów. Peeter natomiast zajadał się pasztecikami z dyni.
Matko.. Ale oni są na serio idiotyczni! Nagle jeden z węży podrapał się po łuskawej skórze i przewrócił mały kamyczek.. Eh...
-Ktoś tu jest!
-Taki dar, poza tym... Gdy by nie ja.. Odebrali by nam punkty.
-Taa.. dzięki. Mam jeszcze jedno pytanie..
-Słucham.
-Czy Lily serio ma chłopaka?
-A bo ja wiem? Znam ją tylko parę dni. Ale może.. Wiesz, na jej miejscu nie wybrałabym ciebie.
-Haha, serio? Jakie mam wady, panno riddle?
-Jesteś arogancki, bezszczelny i wyżywasz się na mniej silniejszych od siebie.
-O.. przynajmniej mam zaletę. Jestem silny.
-Yhy, pamiętaj że na następnych zajęciach siedzę z Lily.
-Jasne, bo Luniek już się o mnie martwi że z tobą siedzi. Jeszcze się boje że mnie zabijesz.
Oburzyłam się. Jak on śmie? Że ja niby chcę go zabić?
-To twoja kolejna wada, oceniasz ludzi po rodzinie.. Tak właściwie.. kto to Luniek?-Spytałam z żartownym wzrokiem.
-Lunatyk, jest moim kumplem z Huncwotów. Zresztą.. Nie wtrącaj się. Sprawy państwowe.
-Państwowe powiadasz?
-Tak powiadam.
-No to super, może coś lepszego powiesz bo mnie przynudzasz.
Nagle profesor przewrócił do nas wzrok i zapytał..
-Riddle, Potter! Jakie było moje ostatnie zdanie?
-Eee... Na temat lekcji.-odpowiedział James.
Klasa się uśmiała cichymi szeptami.
-Oh, jaka wielka orientacja! Może pan Potter chciałby nam trochę opowiedzieć o tym ,,temacie lekcji''?
-No.. temat lekcji... Opiera się... na.. Lekcji.
(srr nie mogłam się powstrzymać xD Taką reakcję miał nasz kochany profesor.)
-Naprawdę panie James? Olśnił mnie pan poprostu! Może.. Kartkówka na prezent?
-Jestem nauczony na błysk.
-W takim razie świetnie. Wyjmujemy pergaminy.
Cała klasa się oburzyła i krzyczała po cichu. Ale Potter jest głupi. Nigdy z nim już w ławce nie usiąde!
Dzisiaj po szkole się rozejrzę i zobaczę.. Gdzie są ukryte te komnaty oraz inne zagadki tej szkoły.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W nocy, wymknęłam się z dormitorium po cichu, aby nikt nie zauważył. Musiałam uważać na duchy, w tym bezgłowego Nicka oraz Jęczącą Martę, która podobno zmarła 31 lat temu. Nie znam przyczyn jej śmierci, ale tata mi opowiadał o niej że to była jego przyjaciółka. Koło Pomnika Borysa Szalonego, pojawiło się tajemnicze przejście. Było całe zakurzone oraz plątały się tam pajęczyny. Jak to ja ciekawska, poszłam tam. A tuż za mną zamknęły się wrota. Trochę się przestraszyłam, ale mam różdżkę, mogę wypowiedzieć przecież zaklęcie ,,Bombarda''. Idę wzdłuż korytarza, który się ciągnie dość długo. Nagle ujrzałam węża, potem 2 węże a potem.. Całe stado! Chciałam już uciekać, ale to by było bez sensu. Te węża mają z 1 metr wzrostu i.. Chwila, chwila... Przecież jestem wężousta! Umiem z nimi rozmawiać i raczej nic mi nie zrobią.
-Co tu robisz, nędzna czarownico o tej porze i w tym strasznym miejscu? - Spytał dowódca węży.
-Przepraszam, nie chciałam państwu zakłócać ciszy! Zaciekawiło mnie te miejsce po prostu..
-Ty.. nas rozumiesz?
-Oczywiście, mam to po moim ojcu.
Nagle rozległy się węże szumy, najwyraźniej chyba wiedzą kim jest mój ojczulek.
-Ach, czy jesteś spokrewniona z Tomem Riddle'm ?
-Tak, to mój tata.
-Och! Przepraszamy... Może panienka tu przebywać kiedy chce. Twój ojciec był wspaniały! Zawsze nas karmił, zajmował się również... Lepszego człowieka nigdy nie poznałem! Inni czarodzieje rzucali w nas kamykami, wyśmiewali się z nas... Nawet kilka węży ze stada ucierpiało.. Lecz Tom.. Zawsze nas chronił!
Nagle mnie zatkało.. Mój ojciec.. ,,Wspaniały''? Coś mało wiem o nim...
-Och, nie byłabym taka pewna że jest wspaniały.. Zabił mnóstwo niewinnych ludzi! A innym czarodziejom groził, jak nie dołączą do niego.. To ich zabije! Teraz nie nazywa się Tom, nazywa się Voldemort!
Węże najwyraźniej się zdziwiły, głośno szeptały oraz nie wierzyli w moje słowa.
-Cisza! Przecież wszyscy wiedzieli że przeszedł na złą stronę, ale nie sądziłem że aż tak się zmienił!
-Zaraz.. To wy wiecie dlaczego mój ojciec taki jest?
-Och... tak. Nie zrobił tego z przyjemności. Zrobił to dla zemsty. A wszystko to przez śmierć jego żony, Kareen.
-Jak to? Moja mama zmarła na gróżdzicę! Może i było to mega smutne ale... Żeby się mścić na cały świat..
-Hah, ona nie zmarła z powodu choroby!
-Jak to?!
-Ona zmarła dlatego bo..
Naglę było słyszeć wielki huk. Ktoś wszedł do tej komnaty! Użyłam zaklęcie, które sprawiało że byłam nie widzialna.. Ale nie mogłam tak zostawić tych węży! Przecież ktoś może je zabić.. Na nich także użyłam zaklęcie. Hah, wszystko jasne.. To Huncwoci! Ale.. zaraz, zaraz.. Oni tańczą?!
-Łapa! Dawaj bit!
Naglę jakiś czarnowłosy chłopak udawał jakiegoś rapera, a James tańczył dziwny taniec. Najwyższy z nich, chyba Lupin.. Patrzył na nich jak na idiotów. Peeter natomiast zajadał się pasztecikami z dyni.
Matko.. Ale oni są na serio idiotyczni! Nagle jeden z węży podrapał się po łuskawej skórze i przewrócił mały kamyczek.. Eh...
-Ktoś tu jest!
czwartek, 24 grudnia 2015
środa, 23 grudnia 2015
Rozdział 3
Wraz z Lily wkroczyliśmy do sali eliksirów. Smród z kociołków po nie udanych eliksirach, rozczepił się w całej sali... Było trochę ciemno, ale małe lampki poprawiały nastrój.
-Witam was drodzy uczniowie, na pierwszej lekcji eliksirów.. na czwartym roku.- Przywitał nas z niewielką radością, nauczyciel Horacy Slughorn.
-Wyjmijcie proszę podręcznik pt.,,Magiczne wzory i napoje''!
Posłusznie wyjęłam podręcznik z mojej zadziurowanej torby. Podręcznik liczył 5 lat nauki, a miał około tysiąc stron..
-No to może zaczniemy od czegoś łatwego.. Proszę mi wymienić podstawowe zasady przyrządzania eliksiru.
Lily Evans, natychmiastowo podniosła rękę, a Huncowci patrzyli na profesora jak by ducha zobaczyli.
Matko...Ale z nich gamonie! Przecież to jest podstawa magii! Jak można takich prostych rzeczy nie wiedzieć... Ja bym to powiedziało z ogromną szybkością i melodyjnie w dodatku!
-Nie ty Evans... Może... O! Riddle, pochwal się bowiem wiedzą o eliksirach! - Uśmiechnął się do mnie kpiąco Slughorn.
Zamarłam, nie spodziewałam się tego że to mnie zapyta... Chyba przesadziłam z tym w moich myślach że umiem to elegancko na pamięć... Huncwoci odwrócili wzrok od profesora i patrzyli się na mnie z dziecięcym uśmiechem..
-Eee... No.. Ten.. No... Podstawy tych no jak się robi eliksiry, prawdaż?
-Em..Nie. Zasady przyrządzania dokładnie.
-Oh, to proste! Em...- Matko, w co ja się wkopałam! Takiej prostej odpowiedzi nie wiedziałam...
Lily szturchnęła mnie ramieniem i napisała mi na małej karteczce tak, by nikt nie zauważył. Udawałam że kichnęłam i szybko przeczytałam co tam było napisane.
-No najpierw należy dobrze ustawić kociołek, bo inaczej eliksir się nie uda.
-Wyśmienicie, dalej proszę.
-Trzeba także pojąć znajomość ze składnikami które potem dajemy do eliksiru rzecz jasna..
-Oh, proszę dalej mówić, panno Riddle!
-Proporcje, kolejność wkładania produktów do wywaru oraz... oraz...
-Czekamy panno Riddle!
-Trzeba wiedzieć także który składnik jest najważniejszy.
-Wybornie, 10 punktów dla Gryffindoru!
Odetchnęłam z ulgą a Gryfoni śmiali się od ucha do ucha, że zdobyłam im kilka punktów.
Natomiast ślizgoni, patrzyli na mnie z pogargą i z satysfakcją.
Nie podobała mi się postawa ślizgonów, mogli sami się zgłosić aby zdobyć parę punktów!
-Otwórzcie moje drogie dzieci podręcznik, na stronie...
**
Po lekcji eliksirów udałam się z Lily do dormitorium.
Ale nie tylko my tam się udałyśmy.. Była ta zapchlniona banda Huncwotów.
James Potter, podszedł do mnie z kpiącym uśmiechem.
-Co riddle, zapomniało się trochę o elksirach, skoro ta rudowłosa piękna Lily, ci podpowiedziała?
-Nie nazywaj mnie tak! -Warknęła Lily.
-Będe nazywać, puki się ze mną nie umówisz!
-Pff.. Zapomnij! Ja już mam chłopaka!
Nagle Potterowi rozszerzyły się oczy.
-Co?! Jak to! Kto to jest ten dzięcioł, którego wybrałaś zamiast mnie?!
-Nie twój interes, ale podpowiem Ci, że nie jest z tego domu.
Na twarzy Jemsa pojawił się smutek i zarazem wściekłość. Nagle wzrokiem odwrócił się do mnie.
-A co do ciebie Ridlle, policzę się później. Do zobaczenia na OPCM, pa Em!
Em, co ta za ksywa? Nazywam się Emily, a on najgłupszą na świecie dał ksywę, jaka może być.
Zabrałam podręcznik do OPCM (Obrona przed czarną magią) i szybkim pędem pognałam do ruchomych schodów, jednak.. One dziwnie się poruszały. Raz były przewrócone po prawej stronie i raz po lewej. Nagle zobaczyłam, że nie jestem sama. Huncwoci siedzieli na górnych schodach obok sali. To ich sprawka!
-Jeny weźcie wreszcie przestańcie!
-Za nic w świecie! To fajna zabawa!
-Gorzko tego pożałujecie, gdy tylko wyjdę z tych schodów!
-Już się boimy!
-To się bójcie! Spodziewajcie się najgorszego dzisiejszej nocy.. Bo bowiem.. Nie będziecie zachwyceni tym, co będziecie mieli jutro z włosami!
Najgrubszy z ich bandy Peeter, odezwał się piskiem.
-Nie!! Układam moją grzywkę specjalnym lakierem i odżywką, nie pozwolę być zniszczyła moją ukochaną grzywkę!
Chłopcy patrzyli na Peetera ze zdziwieniem. Serio, Peter zachowywał się jak pięcio-latek.
James wreszcie odczarował schody bo gruby się mazgaił.
-Może małe ,,dziękuje''? - Prychnął James.
-Dziękuje za stracony czas, ponieważ spóźniliśmy się 10 minut..
-CO?!
-Jajco,lepiej choćmy bo jeszcze nam zabiorą punkty od domu..
-Jakbyśmy tego nie wiedzieli. Idziemy!
Dotarliśmy do sali OPCM, byłam strasznie wkurzona na Huncwotów, ale nieźle się ubawiłam.
-Oh, widzę naszych kochanych spóźnialskich!
Przełknęłam ślinę a James się odezwał:
-Przepraszamy, ale te schody ciągle się ruszały i nie mogliśmy przejść do sali! Miałem już iść na lekcję, ale zauważyłem że Emily zgubiła pormonetkę. Przybiegłem do niej i nagle schody się poruszały w różne strony.
Ale nie dałem się tym schodom! Zatrzymałem je za pomocą zaklęcia, którego się nie dawno nauczyłem na lekcjach!
-Och, a jakie to było zaklęcie, panie James? - Zapytałam z przewagą nauczyciel.
James stał osłupiony. Ale postanowiła mu pomóc.
Przemówiłam do jego myśli, ponieważ miałam taki dar.
-James,Impedimenta.
-Co? Kto mówi?!
-Zaufaj mi, Impedimenta.
-Impedimenta, panie profesorze.
-Świetnie, 2-punkty za śpóźnialstwo,oraz 5+ punktów za odwagę oraz znajomość czaru w trudnej sytuacji.
Pf.. znajomość czaru w trudnej sytuacji? To ja mu te zaklęcie powiedziałam a on teraz zyskuje pochwałe.
-James, to dobrze że zachowałeś się gentleman w stosunku do panny Emily, ale upraszam aby usiąść w ławce bo chcę zacząć lekcję.
-Dobrze panie profesorze. Panno Riddle, czy usiadła by pani ze mną w ławce? - Zapytał z uśmiechem Potter, coś knuje albo chce wiedzieć co mu tam siedziało w głowie.
-Oh, oczywiście panie Potter.
wtorek, 8 grudnia 2015
Rozdział 2
Eee... Że co? Czy ja śnię?! Czy właśnie ja, pierwsza z mojej nie licznej rodziny.. Trawiłam do Gryffindoru?
W sumie to się cieszę, nie chce iść do slytherinu bo Beatrix będzie mnie zanudzała na śmierć o tym jak tam trawiła i jak się kiedyś ślizgoni bawili w cruciate na myszach..
Wstałam z krzesła i podeszłam do stołu gryfonów. Wszyscy od razu odsunęli się ode mnie i wyszczerzyli oczy. Jedyna dziewczyna, o rudych włosach i zielonych oczach, przedstawiła się jako Lily Evans. Zapewne to Pani profesor Minerva, kazała jej się ze mną zaprzyjaźnić..
-Jak chcesz, to po posiłku oprowadzę ciebie po zamku..
-Dzięki, ale nie trzeba. Jedyne co chcę wiedzieć to gdzie jest dormitorium gryfonów.
-O, dobrze. Jesteśmy współlokatorkami wiesz?
-O cieszę się..- Odpowiedziałam z sarkazmem.
-Jakie masz zwierzę? Bo ja mam kota...
Pewnie myśli że mam węża jak mój tatulek.. Zdziwi się jak powiem że mam feniksa.
-Feniksa, nazywa się Agar.
-O jejku, serio! Zawsze chciałam mieć feniksa...
Nagle spojrzałam, że 5 metrów od nas.. Siedzi jakiś okularnik i nas podsłuchuje.
-Em.. A tamten chłopak co ma okulary i loki na włosach... Kto to jest? Bo wydaję mi się że nas podsłuchuje...
-Kto to jest? To James, James Potter. Jeden z huncwotów. Jest strasznie arogancki, wredny i robi psikusy razem ze swoją paczką.
-Co to są.. Huncwoci?
-Tak nazwała się ich paczka, są strasznymi rozrabiakami. A ten James, to najgorszy z nich. Ciągle mnie się pyta czy ja się z nim umówię.
- A... To raczej muszę na niego uważać.
Dyrektor szkoły, Albus Dumbledore, powiedział swoją przemowę o jakimś zakazanym lesie oraz żebyśmy kładli się spać. Lily prowadzi mnie do salonu Gryffindoru. Kiedy weszliśmy na schody.. Poruszyły się! Potknęłam się, ale Lily pomogła mi wstać, a ślizgoni wołali na mnie ,,Ciamajda, a niby córka Voldemorta! Może jesteś adoptowana?''
Trochę mnie to wkurzyło, znałam dużo klątw.. Ale bolałam pierwszego dnia szkoły nie mieć problemów.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, Lily powiedziała że na tych drzwiach jest Gruba Dama i ona wpuszcza gdy powie się hasło.
-Hasło.
-Draco Luctus.
-Proszę wejść. - Zawołała gruba dama.
Gdy otworzyły się wrota salonu, ujrzałam bardzo przytulne miejsce. Stał kominek, sofa, szachy czarodziejów,obrazy.. Pokój był koloru czerwono-pomarańczowego i był bardzo ładnie urządzony.
Lily zaprowadziła mnie do naszego wspólnego pokoju, a tam stała już moja walizka i Agar. Przyleciał do mnie i przytulił się jak zwykle do mojego obojczyka. Lily powiedziała że jest słodki. Jej kot, był raczej wielki niż przystaje na normalnego kota. Miał włosy koloru jak ona i bawił się Mruczek.
-Podoba ci się tutaj?
-Tak.. Ale pewnie wszyscy będą mnie wyśmiewać lub się bać.
-Spokojnie, mnie tu wszyscy w sumie znają i powiem im że jesteś miłą osóbką.
-Hehe, dzięki. Aa.. tu jest łazienka?
-Oczywiście! Ale taka, magiczna. Woda zmienia kolor w wannie na jaki chcesz, i jak się już wykąpiesz, to leci taka para, która sprawi że będziesz sucha.
-Ło, to fajnie! Normalnie na bogato.
-Hehehe.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Bardzo fajnie gadało mi się z Lily, gadałyśmy chyba do północy! Ale musiałam się niestety wyspać bo w końcu nie chce podpaść jutro jakiemuś nauczycielowi na pierwszej lekcji..
Śniło mi się, że jestem w jakimś czarnym pomieszczeniu. Nagle zbliżyła się do mnie jakaś postać w czarnym kapturze i w srebnej masce. Potem podeszła do mnie kolejna osoba i kolejna i kolejna.. Razem tych osób było 15 i krążyło wokół mnie. Potem podnieśli rękę. A ja już wiedziałam kim oni są, to śmierciożercy, poznałam to po ich tatuażach. Nagle z ziemi wyłonił się mój tata z czarną maczugą i widziałam także tam siebie.. Jak nakładał mi koronę i robił mi znak śmierciożercy na rękę. Czułam ten ból...Był straszny...
Nagle moja twarz zrobiła się blada. Miałam czarne włosy, usta czerwone od krwi, a śmierciożercy kłaniali mi się i powiedzieli że jestem ich nową panią. Krew leciała mi z oczu, z nosa, no i z ust.
Nagle się obudziłam z wrzaskiem i z potem na twarzy. Lily także się obudziła, ale prze ze mnie..
-Emily, co się stało? Miałaś zły sen?
-Oh.. Śniło mi się że zostałam śmierciożercą i krew mi leciała ze wszystkich części ciała..
-O jejku! Bidulka.. Raczej już nie zaśniesz, bo jest szósta rano i za dwie godziny lekcja, możemy iść na śniadanie zaraz jak chcesz..
-Okej, tylko idę wziąść prysznic, chcę przetestować kolory wody.
-To życzę miłej kąpieli, ja idę się ubrać i takie tam.
Weszłam do łazienki i pierwsze co widzę, to ten wyjątkowy prysznic... Rozebrałam się i weszłam do kabiny.
Ustawiłam sobie wodę na kolor zielony i bawiłam się jak pięcio-latka.
Po długiej zabawie, wyszłam z kabiny prysznicowej i się wysuszyłam. Uczesałam moje długie włosy, pomalowałam letko oczy i ubrałam się w szatę gryffindoru. Chciałam zrobić wrażenie na nauczycielach, że nie wstydzę się w tym chodzić, poczytałam także trochę o eliksirach i transmutacji. Potem zeszłam do wielkiej sali razem z Lili na śniadanie. Było mało osób, cieszyło mnie to.
Usiadłam z Lili do stołu. Zjadłam rogalika z marmoladą i popijałam ciepłym mlekiem. Nagle pojawili się.. Huncwoci. Chodzili w wolnym tempie, bo chcieli zrobić niezłe wrażenie dla wszystkich ale mi się to wydawało idiotyczne i się zaśmiałam. Szybko to zauważyli i dosiadli się do mnie i do Lili.
-Co cię tak bawi?
-Bawi mnie wasza nie umiejętność chodzenia w wolnym tempie.
-Phi! Nie umiejętność! Ile znasz zaklęć niby że masz takie umiejętności?
-Nie powiedziałam że ja umiem chodzić w zwolnionym tempie, a zaklęć... Więcej niż napewno wy razem wiecie.
Lily się zaśmiała ze mną i reszta gryfonów.
-A co, chcesz się zmierzyć? - Zapytał okularnik.
-Hm.. nie wiem czy ty się przestraszysz.
-Ja się nie boję. Znam naj straszniejsze zaklęcia.
-Phi.. no jakie?
Powiedział mi na ucho ,,sectumsempra'' Zaśmiałam się kpiąco.
-Uczyłam się tego zaklęcia kiedy miałam 6 lat. A znasz te zaklęcie?
Powiedziałam mu na ucho ,,Avada Kedavra''. Na to on wyszczerzył oczy i uciekł z paniką z wielkiej sali razem ze swoją idiotyczną paczką.
Lily nie mogła powstrzymać śmiechu, popłakała się z resztą.
-Co mu powiedziałaś?
-Pewne zaklęcie, które nie chcesz raczej usłyszeć.
-Heh, musisz koniecznie częściej mu tak dopiec.
-Hehe, o jeju.. Za 20 minut lekcja! Lepiej weźmy książki z dormitorium bo nie chce się spuźnić na eliksiry.
-O.. Faktycznie, choćmy!
W sumie to się cieszę, nie chce iść do slytherinu bo Beatrix będzie mnie zanudzała na śmierć o tym jak tam trawiła i jak się kiedyś ślizgoni bawili w cruciate na myszach..
Wstałam z krzesła i podeszłam do stołu gryfonów. Wszyscy od razu odsunęli się ode mnie i wyszczerzyli oczy. Jedyna dziewczyna, o rudych włosach i zielonych oczach, przedstawiła się jako Lily Evans. Zapewne to Pani profesor Minerva, kazała jej się ze mną zaprzyjaźnić..
-Jak chcesz, to po posiłku oprowadzę ciebie po zamku..
-Dzięki, ale nie trzeba. Jedyne co chcę wiedzieć to gdzie jest dormitorium gryfonów.
-O, dobrze. Jesteśmy współlokatorkami wiesz?
-O cieszę się..- Odpowiedziałam z sarkazmem.
-Jakie masz zwierzę? Bo ja mam kota...
Pewnie myśli że mam węża jak mój tatulek.. Zdziwi się jak powiem że mam feniksa.
-Feniksa, nazywa się Agar.
-O jejku, serio! Zawsze chciałam mieć feniksa...
Nagle spojrzałam, że 5 metrów od nas.. Siedzi jakiś okularnik i nas podsłuchuje.
-Em.. A tamten chłopak co ma okulary i loki na włosach... Kto to jest? Bo wydaję mi się że nas podsłuchuje...
-Kto to jest? To James, James Potter. Jeden z huncwotów. Jest strasznie arogancki, wredny i robi psikusy razem ze swoją paczką.
-Co to są.. Huncwoci?
-Tak nazwała się ich paczka, są strasznymi rozrabiakami. A ten James, to najgorszy z nich. Ciągle mnie się pyta czy ja się z nim umówię.
- A... To raczej muszę na niego uważać.
Dyrektor szkoły, Albus Dumbledore, powiedział swoją przemowę o jakimś zakazanym lesie oraz żebyśmy kładli się spać. Lily prowadzi mnie do salonu Gryffindoru. Kiedy weszliśmy na schody.. Poruszyły się! Potknęłam się, ale Lily pomogła mi wstać, a ślizgoni wołali na mnie ,,Ciamajda, a niby córka Voldemorta! Może jesteś adoptowana?''
Trochę mnie to wkurzyło, znałam dużo klątw.. Ale bolałam pierwszego dnia szkoły nie mieć problemów.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, Lily powiedziała że na tych drzwiach jest Gruba Dama i ona wpuszcza gdy powie się hasło.
-Hasło.
-Draco Luctus.
-Proszę wejść. - Zawołała gruba dama.
Gdy otworzyły się wrota salonu, ujrzałam bardzo przytulne miejsce. Stał kominek, sofa, szachy czarodziejów,obrazy.. Pokój był koloru czerwono-pomarańczowego i był bardzo ładnie urządzony.
Lily zaprowadziła mnie do naszego wspólnego pokoju, a tam stała już moja walizka i Agar. Przyleciał do mnie i przytulił się jak zwykle do mojego obojczyka. Lily powiedziała że jest słodki. Jej kot, był raczej wielki niż przystaje na normalnego kota. Miał włosy koloru jak ona i bawił się Mruczek.
-Podoba ci się tutaj?
-Tak.. Ale pewnie wszyscy będą mnie wyśmiewać lub się bać.
-Spokojnie, mnie tu wszyscy w sumie znają i powiem im że jesteś miłą osóbką.
-Hehe, dzięki. Aa.. tu jest łazienka?
-Oczywiście! Ale taka, magiczna. Woda zmienia kolor w wannie na jaki chcesz, i jak się już wykąpiesz, to leci taka para, która sprawi że będziesz sucha.
-Ło, to fajnie! Normalnie na bogato.
-Hehehe.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Bardzo fajnie gadało mi się z Lily, gadałyśmy chyba do północy! Ale musiałam się niestety wyspać bo w końcu nie chce podpaść jutro jakiemuś nauczycielowi na pierwszej lekcji..
Śniło mi się, że jestem w jakimś czarnym pomieszczeniu. Nagle zbliżyła się do mnie jakaś postać w czarnym kapturze i w srebnej masce. Potem podeszła do mnie kolejna osoba i kolejna i kolejna.. Razem tych osób było 15 i krążyło wokół mnie. Potem podnieśli rękę. A ja już wiedziałam kim oni są, to śmierciożercy, poznałam to po ich tatuażach. Nagle z ziemi wyłonił się mój tata z czarną maczugą i widziałam także tam siebie.. Jak nakładał mi koronę i robił mi znak śmierciożercy na rękę. Czułam ten ból...Był straszny...
Nagle moja twarz zrobiła się blada. Miałam czarne włosy, usta czerwone od krwi, a śmierciożercy kłaniali mi się i powiedzieli że jestem ich nową panią. Krew leciała mi z oczu, z nosa, no i z ust.
Nagle się obudziłam z wrzaskiem i z potem na twarzy. Lily także się obudziła, ale prze ze mnie..
-Emily, co się stało? Miałaś zły sen?
-Oh.. Śniło mi się że zostałam śmierciożercą i krew mi leciała ze wszystkich części ciała..
-O jejku! Bidulka.. Raczej już nie zaśniesz, bo jest szósta rano i za dwie godziny lekcja, możemy iść na śniadanie zaraz jak chcesz..
-Okej, tylko idę wziąść prysznic, chcę przetestować kolory wody.
-To życzę miłej kąpieli, ja idę się ubrać i takie tam.
Weszłam do łazienki i pierwsze co widzę, to ten wyjątkowy prysznic... Rozebrałam się i weszłam do kabiny.
Ustawiłam sobie wodę na kolor zielony i bawiłam się jak pięcio-latka.
Po długiej zabawie, wyszłam z kabiny prysznicowej i się wysuszyłam. Uczesałam moje długie włosy, pomalowałam letko oczy i ubrałam się w szatę gryffindoru. Chciałam zrobić wrażenie na nauczycielach, że nie wstydzę się w tym chodzić, poczytałam także trochę o eliksirach i transmutacji. Potem zeszłam do wielkiej sali razem z Lili na śniadanie. Było mało osób, cieszyło mnie to.
Usiadłam z Lili do stołu. Zjadłam rogalika z marmoladą i popijałam ciepłym mlekiem. Nagle pojawili się.. Huncwoci. Chodzili w wolnym tempie, bo chcieli zrobić niezłe wrażenie dla wszystkich ale mi się to wydawało idiotyczne i się zaśmiałam. Szybko to zauważyli i dosiadli się do mnie i do Lili.
-Co cię tak bawi?
-Bawi mnie wasza nie umiejętność chodzenia w wolnym tempie.
-Phi! Nie umiejętność! Ile znasz zaklęć niby że masz takie umiejętności?
-Nie powiedziałam że ja umiem chodzić w zwolnionym tempie, a zaklęć... Więcej niż napewno wy razem wiecie.
Lily się zaśmiała ze mną i reszta gryfonów.
-A co, chcesz się zmierzyć? - Zapytał okularnik.
-Hm.. nie wiem czy ty się przestraszysz.
-Ja się nie boję. Znam naj straszniejsze zaklęcia.
-Phi.. no jakie?
Powiedział mi na ucho ,,sectumsempra'' Zaśmiałam się kpiąco.
-Uczyłam się tego zaklęcia kiedy miałam 6 lat. A znasz te zaklęcie?
Powiedziałam mu na ucho ,,Avada Kedavra''. Na to on wyszczerzył oczy i uciekł z paniką z wielkiej sali razem ze swoją idiotyczną paczką.
Lily nie mogła powstrzymać śmiechu, popłakała się z resztą.
-Co mu powiedziałaś?
-Pewne zaklęcie, które nie chcesz raczej usłyszeć.
-Heh, musisz koniecznie częściej mu tak dopiec.
-Hehe, o jeju.. Za 20 minut lekcja! Lepiej weźmy książki z dormitorium bo nie chce się spuźnić na eliksiry.
-O.. Faktycznie, choćmy!
niedziela, 6 grudnia 2015
Rozdział 1
Wstałam dziś o piątej rano z zmrużonymi oczami, myśląc o tym dniu. Jadę dziś do hogwartu..
Zaczynam tam przygodę jako piątoklasitka. Ojciec opowiadał mi że w Hogwarcie jest wiele tajemnych pokoi i przejść... Sam bawił się w tych miejscach i świadkami jego czarnej magii, były zwykle obrazy.
Wspułczuje ich życia, muszą się gapić na uczniów każdego dnia i pewnie hałasują.. Ale mniejsza o to, nie przedstawiłam się! Nazywam się Emily Riddle, pewnie się domyślacie kim jest mój ojciec... Patrząc na nazwisko, od razu widać od kogo mam geny. Dla niedomyślających jestem córką Toma Riddla.. Nadał sobie żałosne imie ,,Voldemort''. Moja niania Beatrix Lestrange muwi mi że będę taka sama kiedyś jak on, że wszyscy śmierciożercy będą składali mi cześć, będą mieli gotowość do poświęcenia się za mnie, zrobią wszyscy co ja chce... Heh, od tych bzdur mi się śmiać chcę. Wcale nie jestem jak mój ojciec i nigdy nie będę taka jak on. Moja mama jest zupełnym przeciwieństwem do mojego taty. To znaczy.. Była, bo ona nie żyje... Była on dobrą matką, zawsze wspierała mnie w trudnych chwilach i nie była śmierciożercą. Zupełnie nie wiem co ona w nim widziała.. Dobrze, już przestaję gadać o mnie. Kiedy wstałam z łóżka, ubrałam się w czarną bluzę,jeansy i martansy. Uczesałam moje długie, brązowe, lokowane włosy oraz podkreśliłam oczy małą kreską. Zeszłam na śniadanie po schodach i jak zawsze podają służący ojca mi kanapkę z dżemem jagodowym, kocham. Wypiłam kakao a potem dodatkowo zjadłam winogrona. Chciałam jak najszybciej uciec ze śniadania przed niańką Beatrix, ale było za późno.. -Gdzie moja piękna Emily? Ćwiczyłaś Cruciatę tuż przed wyjazdem? Wiesz jakie tam są łobuzy, korzystaj tam z czarnej magii ile wlezie!. - Powiedziała Niańka na przywitanie.. - Nie będę korzystała tam z czarnej magii, to zakazane.. - na to ja odparłam.
- Oj tam zasady, zasady.. Niech wiedzą kto tam rządzi! Będziesz królową wśród ślizgonów! - Wrzeszczała z entuzjazmem Beatrix.
-Jeny, nie rozumiesz że jestem inna? A może nie pujdę do slytherinu?!
-Kochana, wszyscy od wieków z twojej rodziny trawiają do slytherinu! To jest niemal oczywiste, no ale nie kłóćmy się w tym ważnym dniu... Za 15 minut pojazd po ciebie przyjedzie, a tym czasem.. Czy nie zapomniałaś o swoim ukochanym zwierzątku?
- O matko, zapomniałam!
Szybko wybiegłam z sali posiłków i pognałam do ogrodu. Wiatru nie ma, jest dość słonecznie jak na wrześniowy poranek..
Moje zwierze domowe to feniks, nazywa się Agar. Dostałam go od mamy przed śmiercią, większość mojej
nikczemnej rodziny się dziwi że nie mam węża lub szczura. Agar jest mądrym zwierzęciem, ma w sobie pozytywną energię i jestem moim najlepszym przyjacielem. W ogrodzie siedział nad rosnącą jabłonią i szukał pożywienia. Wystawiłam moją bladą ręke do niego, na to on przyleciał i przytulił się do mojego ramienia.
-Dziś jest ważny dzień Agar, jak myślisz.. Do którego domu trawię?
Na to on wleciał wysoko w górę na parapet gabinetu mojego ojca i udawał lwa. Zaśmiałam się i powiedziałam że to niemożliwie niestety..
-Emily! Co ty tu jeszcze robisz?! Szybko leć po walizkę bo za dwie minuty pojazd przyjedzie! - Krzyknęła Beatrix wbiegająca do ogrodu.
- Już idę! Agar, choć na ramię!
Agar wleciał posłusznie na tą część ciała i szybko pognałam do pokoju po walizkę.
Była trochę ciężka, trzymałam tam dużo par butów bo uwielbiam buty. Ale nie takie dziewczęce, raczej do biegania lub ewentualnie martansy. Były tam jeszcze moje bluzy, szaliki i resztę gratów. Z okna ujrzałam powóz, którym mam pojechać do Hogwartu. Latał. Miał w zaprzęgu cztery testrale i faceta, który prowadził powóz. Widzę testrale, bo widziałam umierającą matkę... Z resztą każdy z mojej rodziny widział bo są śmierciożercami.. Naładowałam do powozu moją walizkę oraz rzeczy Agara.
Wlecieliśmy wysoko w powietrze.. Było to niesamowite! Nigdy wcześniej nie latałam takim powozem, nawet Agarowi się podobało, pomimo że sam umiał latać.
Kiedy dotarliśmy już na miejsce, zobaczyłam wielki zamek z pięknych cegieł, Hogwart. Był ogromny, w szybach były zapalone światła, gdzie mogłam zauważyć dermitorium gryfonów. Twarze śmiejące się z ucha do ucha... Marzyłam o tym żeby było po wszystkim i poznać tam kogoś. A będzie mi nie łatwo z powodu moich genów. Jakaś kobieta z siwymi włosami, okularami, trzymająca dziwną starą tiarę, podeszła do mnie i przedstawiła się jako Minerwa Mcgonagall.
-Witam pannę Riddle, Jestem profesorką transmutacji oraz opiekunem domu Gryffindoru. Mam nadzieję że hogwart zrobił na panią miłe wrażenie. Zachwile wejdziemy do wielkiej sali, gdzie tiara przydziałów przydzieli ciebie do domu. Znasz pewnie domy hogwartu, prawda?
-Eee... Słabo, znam tylko dwa.
-A zatem przedstawię ci te domy : Gryffindor, hufflepuff, ravenclaw oraz slytherin. Usiądziesz na krześle a ja nałożę ci na głowę o to tę tiarę, jak już mówiłam. Możesz być trochę wystraszona, bo w wielkiej sali jest dość sporo uczniów.. W sumie cały Hogwart! Ale spokojnie, jak tylko trawisz do jakiegoś domu, poproszę uczennice z tego domu w twoim wieku aby oprowadziła ciebie po szkole. Na pewno znajdziesz tam mnóstwo przyjaciół!
-Dziękuje pani profesor. - Przęknełam ślinę. - Już.. idziemy?
-Tak, proszę za mną!.
Profesorka otworzyła wrota wielkiej sali. Była wielka... Stały tam cztery stoły, zapewne jeden od gryfonów, drugi od krukonów i tak dalej.. Był też tam stół dla dyrektora, profesorów i pracowników.
Wszyscy patrzyli się na mnie, jak bym była jakimś rzadkim okazem. Szliśmy w wokół stołów. Zauważyłam tam mojego kuzyna Kevina, nie lubiałam go. W każde święta lub jakieś spotkania rodzinne zawsze mi dokuczał albo wyprawiał mi figle. Raz, kiedy brałam prysznic, tuż przed wlał jakiś płyn farbujący włosy na zielono. Miałam włosy o kolorze trawy przez tydzień. Ale nie dawałam mu takiej satysfakcji. Kiedy pojechaliśmy kiedyś do jego domu na noc, uzdobiłam jego pokój w jednorożce i w szczeniaczki. Był bardzo zły, bo wtedy za godzinę mieli przyjść do niego koledzy, a miał cały różowy pokók. Heh, dobże mu tak było ! No dobra, nie będę już nawijać o nim.. Usiadłam na krześle, a pani profesor nałożyła mi na głowę tiarę. Byłam wystraszona na śmierć. Wszyscy już wiedzieli że jestem córką Voldemorta, i wyszczerzyli oczy także profesorowie.
-Hm.. Riddle... Bardzo trudne... Daj mi pomyśleć...
W myślach miałam tylko jedną myśl, nie trawić do Slytherinu..
-Już wiem gdzie cie przydzielić!
Zamknęłam oczy a tiara wymuwiła te słowo:
Subskrybuj:
Posty (Atom)